Nikt
nie wróżył dobrze temu związkowi. Włącznie ze mną.
Był
uroczym łobuzem, który – jeśli chciał – potrafił być ujmujący i szarmancki.
Taki miks zwykle najbardziej podoba się kobietom. Do tego ten wygląd. Nawet,
jeśli wyglądał źle – wyglądał dobrze. W takim sensie, że czyściutki, odstawiony
i wyspany wyglądał super, ale w wydaniu „złego chłopca” czyli skacowany, z
dwudniowym zarostem oraz przekrwionymi oczami bynajmniej nie budził odrazy. Wręcz
przeciwnie, intrygował. Nie opisuję w tym miejscu wyłącznie swoich wrażeń.
Podobał się w tych obydwu wydaniach i młodym dziewczynom i dojrzałym kobietom.
Czasami go zaczepiały. Najczęściej próbowały z nim flirtować, uśmiechały się,
rzucały zalotne spojrzenia… co oczywiście doprowadzało mnie do szału, ale
kryłam się z tym.
Pierwszy
raz dostałam szału, gdy dowiedziałam się, że „posunął” naszą wspólną znajomą. Teoretycznie
nie powinnam się wściekać, gdyż stało się to zanim zaczęliśmy się spotykać, ale
bardzo nie lubiłam tej dziewczyny i sama myśl, że jej dotykał budziła we mnie
odrazę. Do tego wszystkiego była naprawdę nieciekawa. Po prostu brzydka. Nie
mogłam pojąć jak mógł przespać się z tak okropnie wyglądającą dziewuchą, a w
dodatku z larwą.
Wyjaśnił
to standardowo:
-
Byłem pijany, nawet tego dokładnie nie pamiętam – po czym dodał, że
niepotrzebnie robię z igły widły, bo to w ogóle nie miało i nie ma znaczenia.
Możliwe,
że właśnie wtedy powinnam była wycofać się z tej znajomości. Zrobić w tył zwrot,
wyjść i przestać odbierać od niego telefony. Spotykaliśmy się dwa lub trzy
miesiące, zaangażowałam się, ale nie do tego stopnia, by po rozstaniu latami
płakać w poduszkę.
Staram
się nie osądzać siebie zbyt surowo. Byłam dużo młodsza. Zadurzyłam się. Hormony
także robiły swoje. Po fali złości szybko napływała fala namiętności i złość
szła w zapomnienie.
Jednakże
od samego początku wiedziałam do czego jest zdolny mój nowy facet. Wiedziałam
czego można się po nim spodziewać.
Mimo
tego – postanowiłam zaryzykować.