Drogie
Panie. Dziewczyny. Koleżanki i Czytelniczki.
Czy
kiedykolwiek pociągał Was mężczyzna, który był dla Was ab-so-lut-nie
nieosiągalny ze względów moralnych? Chłopak koleżanki? Mąż siostry? Brat
narzeczonego? Kumpel męża?
W
moim życiu był taki jeden Zakazany. Pociągał mnie fizycznie, ale nic z tym nie
robiłam. Czasami tylko patrzyłam na niego i myślałam – świetnie wygląda, gdyby
nie to, co jest, oj działoby się… działo. Ale, strofowałam się w myślach, jest
to, co jest, mam swojego mężczyznę, którego kocham, a Zakazany to tylko fajny
facet, jeden z wielu, na których mogę z przyjemnością popatrzeć. Nie ma w tym
niczego złego, wszak Panowie często oglądają się za innymi kobietami, więc my
chyba też możemy to robić.
Tak
sobie myślałam przez lata i przez lata faktycznie nie działo się nic pomiędzy
mną a Zakazanym. Nic zdrożnego ani niewłaściwego.
Aż
przyszedł pewien wieczór, jeden z wielu strasznych wieczorów po 14 latach.
Położyłam spać synka i zostałam sam na sam z Zakazanym. A on zamiast jechać do
domu i dać mi święty spokój, uparcie próbował robić za adwokata mężczyzny,
który kiedyś był dla mnie prawie wszystkim.
Pamiętam,
że chciałam, żeby sobie poszedł. Odpowiadałam mu burknięciami, warknięciami, a
w najlepszym razie półsłówkami. Powtarzał w kółko to samo. Mówił – on cię
kocha. Żałuje. Każdy popełnia błędy. Jesteście rodziną. Tyle razem
przeszliście. Porozmawiajcie. Daj mu szansę.
Po
pewnym czasie miałam serdecznie dość tego gadania. Podeszłam do Zakazanego i
zaciśniętą w pięść dłonią zaczęłam stukać go w pierś powtarzając rytmicznie:
Nie ma ta-kiej moż-li-wo-ści, nie ma ta-kiej moż-li-wo-ści, nie ma ta-kiej…
Całkowicie
irracjonalne działanie, wiem, ale też nie myślałam wtedy racjonalnie.
Powtórzyłam to kilka razy nie patrząc mu w oczy tylko tępo gapiąc się na swoją
rękę. Dopiero po dłuższej chwili przestałam zachowywać się jak kretynka i
spojrzałam mu w twarz… i w ciągu sekundy doznałam olśnienia.
Zakazany
przestał być zakazany. Nie miałam żadnych zobowiązań, byłam wolna. Nie marzyłam
o tej wolności, wolałabym nadal być w związku, lecz to nie zmieniało faktu, że
stojący przede mną mężczyzna nagle przestał być tabu.
Nie
wiem, co dokładnie zobaczył w moim spojrzeniu, ale z pewnością „coś”, bo
powiedział: O Jezu, a potem mocno zacisnął szczęki i znieruchomiał. Przez
moment patrzyliśmy na siebie tkwiąc w bezruchu i przez ten moment słyszałam
tylko bicie własnego serca.
To
był moment, w którym każde z nas mogło zrobić krok wstecz.
Ale
żadne z nas tego nie zrobiło.
Natarliśmy
na siebie z siłą dwóch rozpędzonych pociągów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz