sobota, 5 marca 2016

Zakazany.

Drogie Panie. Dziewczyny. Koleżanki i Czytelniczki.
Czy kiedykolwiek pociągał Was mężczyzna, który był dla Was ab-so-lut-nie nieosiągalny ze względów moralnych? Chłopak koleżanki? Mąż siostry? Brat narzeczonego? Kumpel męża?
W moim życiu był taki jeden Zakazany. Pociągał mnie fizycznie, ale nic z tym nie robiłam. Czasami tylko patrzyłam na niego i myślałam – świetnie wygląda, gdyby nie to, co jest, oj działoby się… działo. Ale, strofowałam się w myślach, jest to, co jest, mam swojego mężczyznę, którego kocham, a Zakazany to tylko fajny facet, jeden z wielu, na których mogę z przyjemnością popatrzeć. Nie ma w tym niczego złego, wszak Panowie często oglądają się za innymi kobietami, więc my chyba też możemy to robić.
Tak sobie myślałam przez lata i przez lata faktycznie nie działo się nic pomiędzy mną a Zakazanym. Nic zdrożnego ani niewłaściwego.

Aż przyszedł pewien wieczór, jeden z wielu strasznych wieczorów po 14 latach. Położyłam spać synka i zostałam sam na sam z Zakazanym. A on zamiast jechać do domu i dać mi święty spokój, uparcie próbował robić za adwokata mężczyzny, który kiedyś był dla mnie prawie wszystkim.
Pamiętam, że chciałam, żeby sobie poszedł. Odpowiadałam mu burknięciami, warknięciami, a w najlepszym razie półsłówkami. Powtarzał w kółko to samo. Mówił – on cię kocha. Żałuje. Każdy popełnia błędy. Jesteście rodziną. Tyle razem przeszliście. Porozmawiajcie. Daj mu szansę.
Po pewnym czasie miałam serdecznie dość tego gadania. Podeszłam do Zakazanego i zaciśniętą w pięść dłonią zaczęłam stukać go w pierś powtarzając rytmicznie: Nie ma ta-kiej moż-li-wo-ści, nie ma ta-kiej moż-li-wo-ści, nie ma ta-kiej…
Całkowicie irracjonalne działanie, wiem, ale też nie myślałam wtedy racjonalnie. Powtórzyłam to kilka razy nie patrząc mu w oczy tylko tępo gapiąc się na swoją rękę. Dopiero po dłuższej chwili przestałam zachowywać się jak kretynka i spojrzałam mu w twarz… i w ciągu sekundy doznałam olśnienia.
Zakazany przestał być zakazany. Nie miałam żadnych zobowiązań, byłam wolna. Nie marzyłam o tej wolności, wolałabym nadal być w związku, lecz to nie zmieniało faktu, że stojący przede mną mężczyzna nagle przestał być tabu.
Nie wiem, co dokładnie zobaczył w moim spojrzeniu, ale z pewnością „coś”, bo powiedział: O Jezu, a potem mocno zacisnął szczęki i znieruchomiał. Przez moment patrzyliśmy na siebie tkwiąc w bezruchu i przez ten moment słyszałam tylko bicie własnego serca.
To był moment, w którym każde z nas mogło zrobić krok wstecz.
Ale żadne z nas tego nie zrobiło.


Natarliśmy na siebie z siłą dwóch rozpędzonych pociągów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz